wtorek, 5 września 2017

Pierwszy dzwonek

Udostępnij ten wpis:
Jest ciekawie.
Wstaję o 5.30.To dla mnie godzina duchów.
Myślałam,że będzie ciężko  ale nie jest źle.
Zrywam się na równe nogi, robię kawę do kubka termicznego i w drogę.
Po dwudziestu minutach jestem w szkole.Drogi puste.Idealnie!

Dziś było ciężko.
Połowa rodziców obudziła się,że trzeba zapisać dzieci do świetlicy, więc drzwi się nie zamykały.
Juz usłyszałam ,,Co mam zrobić kiedy moje dziecko ma zajęcia do 17.40?
Jakiej odpowiedzi oczekuje ode mnie rodzic?Może mam zabrać dziecko do domu?
A może ja tez mam swoje życie?Może mam dziecko, które również trzeba odebrać ze szkoły, żłobka, przedszkola?Czy kogoś to interesuje?
Świetlice pracują do 17.00.
My tez wszystkiego jeszcze nie wiemy, a jesteśmy atakowani jakby chaos był naszą winą.
Jesteśmy wrzuceni w to bagno tak jak większość rodziców.W imieniu nauczycieli prosze o odrobinę empatii i wyrozumiałość.
Zażalenia proszę kierować do pani minister, która twierdzi,że szkoły są przygotowane do reformy.
Niektóre klasy zaczynają lekcję o 13.00!

Dzisiaj miałam pierwszy raz zajęcia z zerówką.Dzieciaki fajne:)
Czuję,że się w tym odnajdę.Siadam z nimi, rysuję, przechodzę w inny wymiar.Zaczynam nadawać i odbierać na innych falach.

Wiedziałam,że ta chwila niebawem nastąpi i próbowałam się do tego przygotować ale jak usłyszałam,,jestem w ciąży"zamarłam.Koleżanka, dziesięć lat młodsza.
Na te słowa nie można się przygotować, reakcji nie można kontrolować.Nic nie da się ukryć.
Ten gar z uczuciami kipi.Mieszam chochlą i próbuję wydobyć na powierzchnię tylko te przyjemne.
Ciesze się ale jednocześnie odczuwam żal.Dlaczego?Skoro nadal nie wiem czego ja chcę...

Życie samo ułożyło scenariusz.Do leczenia podejdziemy raczej na wiosnę.Muszę wziąć na ten cel pożyczkę, którą otrzymam pod koniec roku.Za późno złożyłam wniosek.
Tym razem chciałabym to zrobić dyskretnie.

Wrzesień zapowiada się wycieczkowo.
W planach Dolina Baryczy i Święto Sadów, Kolorowe Jeziorka i jeszcze jakiś weekend w górach.
Nareszcie pogoda dla mnie idealna.
Wypatruję kolorowych liści,zaciągam się zapachem przemijania.
Jesieni przybywaj!
Pozdrawiam Tangerina;)

15 komentarzy:

  1. Ale szybka jesteś. 20 minut to ja się maluję czasem. Wstaję o 7, a wychodzimy z domu po 8.

    Niestety, te 10 lat młodsze od nas to też nie takie młódki i najwyższy czas na dzieci. My siedzimy w 5 w pokoju i 3 są tuż przed lub tuż po 30, a nie mają dzieci. Niedługo się to pewnie zmieni.

    Ja też ciągle nie wiem, czego chcę. Czy bardziej jestem chętna na przedłużanie gatunku, czy na spokój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem gotowa w pół godziny.O 6.00 wychodze z domu.Jeszcze jest fajnie bo ciepło i jasno.Gorzej będzie zimą.

    U mnie dużo młodych.Takie wieści usłyszę jeszcze nie raz.
    Ja ciągle mam nadzieję,że życie za mnie zdecyduje.
    Macie już odchowana córę.Wiesz z czym to się je,a ja nadal nie.
    Wezon,zycze Ci żeby Wam wszystko ułożyło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie sie nawet kiedys zdarzalo miec mokre oczy od takich wiadomosci.. "jestem w ciazy" i bum, Kaska nic nie widzi i wchodzi w sciany.. w momencie, kiedy musielismy przerwac starania i nie wiedzialam, czy kiedykolwiek do nich powrocimy, na tyle sie z tym pogodzilam, ze nowe ciaze nie robily na mnie juz takiego wrazenia.. Ale pamietam, kiedy w zeszlym roku zmienilam prace i zaczelam powoli z mezem wracac do tematu dziecka, nagle okazalo sie, ze dziewczyna, z ktora pracowalam, miesiac ode mnie mlodsza, jest w ciazy, to mna troche zamotalo.. mysle, ze gdybyscie podjeli nieodwolalna decyzje o koncu staran, to pewnie byloby latwiej. Bycie w zawieszeniu jest jednak cholernie trudne.. ;)

    I dopoki nie bedziesz miala dziecka, to nie bedziesz wiedziala, z czym to sie je. Tak naprawde to niezaleznie od ilosci wysluchanych historii, wciaz nie bedziesz wiedziala, jakie to Twoje dziecko bedzie, i jak Wy sie z nim/nia odnajdziecie. To do konca bedzie bardzo duza niewiadoma, ryzyko.. jak wyglada zycie bez dzieci juz wiecie. A wiec ryzyko wydaje sie duzo wieksze (tym bardziej, ze to zycie wcale nie jest zle). ;)

    Mialam napisac pod ktoryms z ostatnich Twoich postow. Martyna Wojciechowska, ktora bardzo lubie, powiedziala - chyba wielokorotnie - (nie doslowny cytat) ze maciezynstwo bylo dla niej jednym z najwiekszych wyzwan, ale i jednym z najbardziej spelniajacych.. zawsze patrzylam na Martyne wlasnie jak na kobiete, ktorej do szczescia dzieci sa nie potrzebne. Miala - tak patrzac z boku przez moje okulary - idealne zycie. Podroze, wyzwania, przygody.. czytajac jej wywiady (licznych) wlasnie na temat maciezynstwa, wyczytalam, ze bylo to dla niej trudne wyzwanie, ale jednoczesnie warte kompromisow, ktore wymagalo. Polecam.. :)

    Ciesze sie, ze zerowka jest fajna. :)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu,a pamiętasz Chylińska??Nie zapomnę jak reagowała na dzieci😂Teraz ma trójkę.Faktem jest,że musi mieć jakieś problemy skoro wygląda jak cień.
      Marynę uwielbiam.Ma cudowna,mądra córkę ale co się dziwić.
      Jak już myślę,że mogłabym być dobra matka,zaczynają otaczać mnie narzekające mamuśki.Chyba czują krew😉

      U mnie w pracy temat dziecka przerabiany jest non stop.A to wnuczki,a to ciąże,a to problemy z dziećmi.

      Chyba żadna matka nie powiedziała mi,że żałuje decyzji o dziecku.Mimo tej orki,żadna by czasu nie cofnęła.

      Moje dziecko to wciąż dla mnie jakaś abstrakcja.Nie potrafię sobie siebie wyobrazić jak podcieram nos i wycieram tyłek😀

      Zerowkowicze są słodkie 😁Mam dwóch gagatkow ale poza tym sama słodycz na razie😂
      Mam międzynarodowa grupę😆

      Pozdrawiam!!

      Usuń
  4. Nie wiem, czy Martyna na tyle kompromisów musiała pójść. Nie przestała jeździć, zostawiała nawet malutką córką, ciągle jej nie ma w domu. Nie krytykuję, tylko nie jest to standardowa matka, która nie ma z kim dziecka zostawić i się choć na chwilę od niego oderwać.
    W temacie dzieci to ja bym chciała być damą z dawnych czasów - dziecko z boną i do mamusi pochwalić się jakie piękne i mądre.

    OdpowiedzUsuń
  5. A propos różnych modeli wychowania - książka "W Paryżu dzieci nie grymaszą" prezentuje jeden z nich, taki raczej przyjazny także dla rodziców :-). I widzę po mojej szwagierce (Polka związana od lat z Francuzem i od lat mieszkająca we Francji), że oni naprawdę ten model stosują! Przemawiają do niespełna dwulatka jak do istoty rozumnej, wymagają od niego posłuszeństwa, karmią tym, co sami jedzą, gdy chcą wyjść sami, zostawiają z opiekunką na wieczór itp. itd... Szwagierka nie karmiła piersią, bo nie chciała (w Polsce trudne do pomyślenia), i jakimś cudem (który, jak wyjaśnia książka, wcale cudem nie jest) sprawiła, że mały od trzeciego miesiąca życia spokojnie przesypia noce. Od ósmego miesiąca "chodzi" do żłobka - najpierw na kilka godzin, a teraz do 17.00. I przy tym wszystkim jest fajnym, pogodnym dzieciakiem.
    U nas oczywiście różne sprawy są z powodów finansowych trudniejsze do przeprowadzenia, ale jest też bariera mentalna.
    :-)
    Patrycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w każdej sferze życia potrzebny jest złoty środek i zdrowy rozsądek.Przegięcie w każdą stronę nie jest dobre.
      Bardzo lubię rozmawiać z dziećmi.Schodzę wtedy do parteru i rozmawiamy na równi, do tego stopnia,że dzieciaki się czasem zapominają i mówią mi na Ty (oczywiście zaraz się reflektują).Dzieci trzeba uczyć odpowiedzialności od małego.Niektórzy moi uczniowie w III ,IV klasie nie wiedzą o której godzinę mają lekcje. Są wyręczani we wszystkim i wszystko robią za nich rodzice, łącznie z lekcjami.Nie wiedzą jak byli ubrani, kiedy przychodzą rodzice i szukają kurtki, bluzy.
      Podoba mi się uczenie odpowiedzialności.Nie zrobiłeś zadania domowego, dostaniesz pałę, trudno.A nie matka o 22.00 ślęczy nad zadaniem bo młodemu się przypomniało,że musi odrobić lekcje.
      Dzieci muszą wiedzieć,że każde zachowanie niesie za sobą konsekwencje,złe lub dobre, inaczej się pogubią.
      Poza tym ważny jest też wspólny front rodziców, szkoły.

      Miałam ostatnio zajęcia w zerówce.Po dziewczynkę przyszli rodzice.Kazali jej zabrać rysunek, pomimo tego,że dziecko mówiło,że pani kazała zostawić w szkole.Sygnał jaki dostaje dziecko - pani zdanie się nie liczy!
      Potem czekali dobrych 15 minut w drzwiach bo młoda nie chciała iść do domu.Dziecko rządzi.

      Usuń
    2. Czytalam ta książkę, ten model do mnie nie przemawia, wedlug mnie niepotrzebnie i za wcześnie tworzy dystans miedzy rodzicem a dzieckiem, buduje mur w relacjach, zaburza po trochu poczucie bezpieczeństwa dziecka, które nie powinno bac sie matki. Wiadomo, ze nie popieram wchodzenia sobie na głowę ale wyznaje zasadę jako rodzic, ze ja jestem dla dziecka, nie ono dla mnie, moim zadaniem jest zapokajanie jego potrzeb, szczególnie kiedy jest male. Francuzki odstawiają od piersi ( jeśli w ogóle karmią) po 4m.cu. bo wygoda, bo praca, bo "ja" tez jestem ważna. Ok. Ale nikt mi nie wmówi, ze dlugie ( nawet kilkuletnie) karmienie nie jest lepsze niż kilkumiesięczne. I myślę, ze jesli ktoś nie jest gotowy na poświęcenie kawałka siebie, swoich wygod, przyzwyczajeń to nie powinien mieć dzieci. Najtrudniej w wychowaniu znaleźć zloty środek tak by nie przesadzic w żadna stronę, o której piszesz. Druga sprawa co to jest dobre wychowanie? Kiedy dziecko jest "dobrze wychowane", kiedy rodzic " dobrze wychowuje". Ilu ludzi tyle definicji. Ja bym chciala wychować dzieci na dobrych ludzi. Myślę, ze jak czasem pomogę w odrobieniu lekcji czy zawiozę zapomniana śniadaniówkę tez może mi się udać 😉

      Usuń
    3. Ty Tangerino masz bardzo rozległe doświadczenie w pracy z dziećmi, ja to tylko taki raczej słaby teoretyk, więc nie powinnam się wymądrzać. Ale zastanawiają mnie niektóre sprawy. Moja bliska koleżanka ma 10-letniego syna, którego nie zostawia bez opieki na dłużej niż kwadrans (!), który np. nie chce spać u dziadków, wiec nie śpi (mama musi po niego jechać wieczorem, choć wolałaby tego nie robić), przed którym musi się tłumaczyć, dlaczego wychodzi zamiast spędzać czas z nim. Gdy porównuję to do realiów z moich czasów dzieciństwa... Rodzice pracowali, jako 8-latka byłam dzieckiem "z kluczem u szyi", sama chodziłam do i ze szkoły, w ogóle pół dnia spędzałam sama (bo miewałam lekcje np. na uroczą godzinę 14.30). Mama mi zostawiała zupinę w termosiku :-). To oczywiście też nie było nic dobrego, konieczność a nie wybór, ale przecież wyszłam na ludzi (chyba ;-)). A do tego moja mama była raczej nadopiekuńcza w wielu sprawach, więc to, że zostawiała mnie samą, to w tamtych czasach był chyba po prostu taki standard, nad którym się wiele nie zastanawiano.
      Inny przykład: masowe odrabianie lekcji z dziećmi albo nawet za dzieci. Tego jeszcze nie rozgryzłam - czy te programy nauczania są teraz faktycznie tak przeładowane, że to nieuniknione z uwagi na przeciążenie dzieci?
      Podoba mi się idea złotego środka, w tym przypadku ani zimny chów, ani przychylanie nieba na każdym kroku. Oraz ta odpowiedzialność, o której piszesz, a nie usuwanie wszelkich przeszkód z drogi.
      Patrycja

      Usuń
    4. Joanno, ja też nie zamierzam ślepo wdrażać tego modelu. Ale pewne jego elementy wydają mi się cenne. Zresztą na razie sama - jak wspomniałam - jestem tylko marnym teoretykiem, więc wszystko zweryfikuje życie :-).
      Dla mnie ta książka była ważna z kilku powodów, także osobistych. Zamierzam karmić piersią, ale nie wiem, czy to się uda (mam ciążę powikłaną, będzie rozwiązywana wcześniej przez CC, a moje mleko może być toksyczne). Książka, a także postępowanie mojej szwagierki (która z wyboru w ogóle nie karmiła piersią) pokazała mi, że to nie będzie koniec świata! Francuzki nie karmią albo karmią krótko i z małych Francuzów wyrastają duzi Francuzi :-). Podejmę starania o karmienie piersią, nie uda się - trudno, nasza mała też ma pełne szanse wyrosnąć na zdrową i szczęśliwą dziewczynkę.
      Drugi praktyczny przykład: stałe pory posiłków i zwyczaj jedzenia z grubsza tego, co jedzą rodzice (nie mówimy oczywiście o dzieciach malutkich), bez zmuszania, nakłaniania i bez dokarmiania w przerwach ("biegania z marchewką" po placu zabaw, udostępniania ciasteczek itp.). Dla nas to ważne, bo jesteśmy smakoszami, mamy fioła na punkcie jedzenia i chcielibyśmy ukazać naszej córeczce świat kulinariów w jego pełni.
      Trzecia rzecz: wyrabianie umiejętności radzenia sobie ze "zdrową frustracją" i samosterowności - nie zawsze trzeba być "na zawołanie" (to "attends" = "poczekaj" w książce), nie trzeba chwalić za wszystko "jak leci", za każdy rysunek itd., bać się otwartego postawienia na swoje potrzeby.
      Wreszcie, bardzo długo na naszą córeczkę czekaliśmy i wszystko wskazuje na to, że będzie jedynaczką. Ponieważ chcę, by była dobrym człowiekiem, muszę zadbać, by widziała się w szerszym społecznym kontekście, po prostu - muszę uważać, by jej nie rozpieścić. Bo zdecydowanie jest takie ryzyko :-))).
      Bardzo podoba mi się podejście, że mały człowiek jest istotą racjonalną, do której rozsądku można przemawiać od maleńkości i której w określonych ramach można pozostawić sporo swobody. A także nastawienie, że ma wpisać się w rodzinę - jako jej nowy członek, który wnosi swoje potrzeby i wartości - a nie sobie ją podporządkować.
      Książka uwalnia od "zaocznego" poczucia winy i strachu, że "nie będę dobrą matką". Przynajmniej tak było w moim przypadku. Oczywiście nie śmiałabym twierdzić, że każdy musi wychowywać dziecko według jednej sztancy! Pozdrawiam, Patrycja

      Usuń
    5. Jestem zdania,że każdy wybiera coś co mu odpowiada.Prowadzimy inny tryb życia,mamy inne charaktery, a tym samym inne pomysły na wychowanie dzieci.
      Ja tez chciałabym by dziecko nie było uczepione do mnie 24h na dobę i nie wyobrażam sobie siedzenia w domu z dzieckiem kilka lat.Chyba bym oszalała z nudów!Wiem,że dziecko nie pozwoliło by mi się nudzić ale temat kup i zup przez kilka lat to nie dla mnie.Matka ma być dla dziecka ale też żyć dla siebie, żeby potem nikomu, niczego nie wypominać.
      Dzieciak ma widzieć szczęśliwą matkę taką, która może wyjść czasem do kina,fryzjera, na randkę bez poczucia winy.
      Pati podzielam Twoje zdanie;)

      Ps.
      Jestem przeciwnikiem karmienia na siłę.

      Usuń
    6. Tak, ważne by pośród tak by czuć się szczęśliwym. Widzisz, ja na razie nie wracam do oracy, nie chce i na szczęście nie musze, wybieram urlop wychowawczy, chce przez dwa lata być z dzieckiem, jestem z tego powodu przeszczęśliwa. Nie przeszkadza mi tez nocne wstawanie bo mala już 14miesiecy je cycola (żeby nie bylo-mamy całkowicie jak na jej wiek rozszerzona dietę;)) i ani myślimy z tym kończyć! Od ponad roku nie przespalam nocy, nie wyszłam z kolezankami, nie bylam w kinie, na randce poza domem, nie robilam wielu innych rzeczy, ktore pewnie wielu nie mieszcza sie w glowie a i tak jestem szczęśliwa i spelniona. Po prostu kazdy znajduje szczęście gdzie indziej 😉 ja jestem wielka zwolenniczką kp i uważam, ze tylko względy zdrowotne mogą usprawiedliwić matke, ktora tak nie karmi, ale wiem tez, ze niestety jestem w mniejszości, mam nadzieje, ze kiedyś świadomość matek o wartości kp bedzie duzo większa.. Edys do glowy by mi nie przyszlo, ze kiedyś moge wypominać moim dzieciom, ze musialam cos dla nich poswiecic

      Usuń
    7. Każdego uszczęśliwia co innego ☺️
      Ja tam się za bardzo nie będę wymadrzac bo życie i tak wazystkio zweryfikuje.I moje ja nigdy..może szlag trafić😂
      Buziaki😘

      Usuń
  6. Temat rzeka:)
    Na temat małych dzieci nie bardzo mogę się wypowiadać bo nie miałam z nimi do czynienia.
    Mam podobne doświadczenia do Ciebie Pati:)
    Byłam małym harpaganem i byłam bardzo samodzielna, może dlatego,że rodzice pracowali na trzy zmiany.Obiad jadłam w szkole i całe dnie spędzałam na podwórku.
    Dziecko ulicy:):)Czasem dostałam po dupie (nie w dosłownym znaczeniu) ale uczyłam się poprzez doświadczenia, co wolno czego nie.Parasol ochronny kiedyś zniknie i dzieciak zostanie wrzucony na głęboką wodę.
    Trzeba sprawdzać ale dawać szanse na rozwój samodzielności.Przestrzegać ale nie straszyć,żeby kiedyś dzieciak nie bał się życia i nie miał poczucia,że ludzie chcą mu zrobić krzywdę.
    Lubię obserwować.Są wspaniałe dzieciaki, które wszystko załatwią, otwarte i odważne, nieśmiałe, które trzeba ośmielać ale najgorzej jest z niesamodzielnymi, za które wszystko robią rodzice.
    Miałam kiedyś taką sytuację,że babcia przyszła przed zajęciami,żeby rozebrać dziecko na gimnastykę.Łepek próbował zdjąć koszulę i zablokowała mu się na rękawach(guziki)stał jak sierota, dopóki babcia nie przyszła z pomocą.Litości!
    Dzieci mają teraz podane wszystko na tacy.Nie muszą się wysilać.Tylko co będzie z takim człowiekiem później?

    Czytam właśnie Zimbardo o kryzysie męskości - dramat!
    Kolesie,dla których prawdziwym życiem są gry i pornografia.Jestem przerażona!

    OdpowiedzUsuń
  7. Na swoim przykładzie odniosę się do kilku kwestii. Przeraża mnie to pilnowanie dzieci, jeszcze bardziej niż pedofile. Naprawdę nie uwierzę, że na każdym podwórku czyhają mordercy, gwałciciele i porywacze.
    Laura wychodzi sama na dwór idzie do koleżanek. Raz w tygodniu chodzimy na salsę, nie ma nas ok. 1,5 h i zostaje sama w domu w tym czasie już od dwóch lat.
    Nie rozumiem, jak można myśleć, że dziecko 10-letnie sobie coś zrobi samo w domu. Nawet kuchenek gazowych już nie mamy.
    U babci śpi od zawsze. Po raz pierwszy zostawiliśmy ją jak miała 8 miesięcy i pojechaliśmy na 3 dni do Paryża. Potem były samodzielne wyjazdy na dwutygodniowe urlopy.

    Pomóc w lekcjach można, ale nie robić za dziecko. To ono ma usiąść do lekcji i powiedzieć, mamo tego nie rozumiem, sprawdź czy dobrze itp. A nie rodzice się upominać o odrobienie lekcji i narzucać z pomocą.
    To jest błędne koło - rodzice robią za dzieci, więc wszystko jest zrobione i to dobrze, więc zadają jeszcze więcej i mniej tłumaczą. Jakby 3/4 klas notorycznie się nie wyrabiało z pracami domowymi, to może to by coś dało do myślenia tym od podstaw programowych. A tak to przecież wszystko jest w porządku.
    My się kierujemy taką zasadą jak napisała Tangerina - nie spakowała czegoś, nie odrobiła - jej problem. Pytamy czy zrobione - tak, sprawdzić? - nie. To nie.
    Wraca ze świetlicy z odrobionymi lekcjami. I nawet nie chce pokazać, bo Pani już sprawdziła. To na siłę się nie dopominamy. Pani to autorytet. Aż za bardzo.
    Ostatnio ogląda zawartość śniadaniówki i mówi - jabłko i serek? Dlaczego nie kanapka? Bo w zeszłym roku wszystkie prawie kanapki przynosiłaś z powrotem, a to zjadasz. Ale Pani pielęgniarka powiedziała, że na drugie śniadanie ma być kanapka. A my mówimy, że nie musi, musi być coś do przegryzienia. A jak Pani sprawdzi i nie będę miała kanapki? Musi być kanapka.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.Na każdy postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam odwiedzających:):)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia