Nowy rok przywitał mnie mniejszą pensją. Myślałam, że to pomyłka. Okazało się, że już nie mogę odliczyć od podatku składki zdrowotnej, którą płaciłam prowadząc działalność. Kwota dla mnie nie jest mała bo to ponad trzysta złotych. Przy pensji nauczycielskiej da się to odczuć.
Mam wrażenie, że im więcej pracuję tym mniej zarabiam. Pracuję za dużo, za długo czuję się wykończona i kopana w tyłek. Płaca minimalna to 3010zł, a nauczyciel stażysta zarabia ok 2900zł brutto. Jesteśmy na końcu drabiny społecznej. Ciągle się doszkalam, uczę się, podnoszę kwalifikacje i nie idzie za tym nic, poza satysfakcją, że wiem więcej. Zaczęłam czwarte studia, jestem nauczycielem dyplomowanym i co z tego?
Jestem sfrustrowana. Lubię to co robię ale nie wiem co dalej. Czy nie podzielę losów nauczycieli masowo rzucających tą robotę. Codziennie wychodzę z domu o 6.00, a jak już doczołgam się do domu, jem kolację i idę spać bo już na nic nie mam siły. Czytam historie byłych nauczycieli, którzy po odejściu z zawodu odżyli finansowo i psychicznie. W tym kraju jestem pariasem. Nie mam dzieci, więc nic mi się nie należy.
Nie należy mi się godne życie, nie należy mi się szacunek. Wstydzę się przyznawać, że jestem nauczycielem. Rząd postanowił nas dojeżdżać, zdeptać nas i ośmieszyć.
Jest coraz więcej dni, gdy myślę, że może to dobry moment by to rzucić ale czy ja dam radę bez dzieci? Bez wygłupów, grania w piłkę, zabaw w berka, malowania, grania w warcaby, rozmów, pocieszania i bycia z nimi?
Boję się o tym myśleć.
Pozdrawiam Tangerina;)