Zdjęcia psiury pokazują,że więzadło poszło.Do tego ukazało problem z lewym biodrem.
Wczoraj spędziliśmy 1,5 h u ortopedy.Wyszłam od niego z głową sześć na dziewięć.
Sytuacja wygląda tak,że może nam zaproponować jedynie zabieg tplo. Wybór metody zależy od wielkości i masy psa.Nasza Lenka waży już 30kg i jedynie ta opcja wchodzi w grę.
Jakoś przełykałam powoli te żeby jedna za drugą, dopóki nie padła cena zabiegu.
Ta żaba utknęła mi w gardle.Cena zabiegu to 3500zł!W tym miesiącu wydaliśmy już 800zł na kudłatą i ten koszt nie wydawał mi się jakiś znaczny porównując go do tego co nas czeka teraz.
Musimy to zrobić i to akurat nie podlega dyskusjom.Pies cierpi, problem się pogłębia.
Obecnie jest na lekach przeciwzapalnych.Moja Luśka radzi sobie świetnie zważywszy na to,że ją ta łapa boli.Cały czas kuleje, nadwyrężając łapę lewą co może się odbić fatalnie na zajechanym już stawie biodrowym.
Czy ja mogłabym tej słodyczy czegoś odmówić?
Do dziś ranka byłam w czarnej dupie.Gonitwa myśli skąd wziąć pieniądze.
Zadzwoniliśmy do fundacji.Umowa adopcyjna co prawda nie zapewnia kosztów leczenia psa ale ta sytuacja jest wyjątkowa.Kilkaset złotych możemy wydać na leczenie ale nie kilka tysięcy.
Okazało się,że fundacja zwróci nam część kosztów, resztę może się uda zebrać ze zbiórki.
Najlepsi byli w fundacji.Chcieli nam wrzucić jeszcze jednego psa na dom tymczasowy;)
Może na wsi wzięłabym kilka ale nie w bloku z tetrykiem i kulasem;)
Musimy podjąć szybko decyzję bo termin mamy na środę, potem długa rekonwalescencja.
Na szczęście w nieszczęściu mąż jest na długim zwolnieniu,więc będzie się w stanie nią zaopiekować.
Problem będzie z pokonywaniem schodów co po zabiegu jest wykluczone.
Jakoś musimy to wszystko przetrawić i przemyśleć na spokojnie.
Ten rok nie zaczął się dla nas łaskawie.Nie wiem skąd czerpiemy na to siłę ale jakoś udaje się nie zwariować.
Dziś czeka nas jeszcze wizyta u dermatologa bo dziadek jest chyba alergikiem. Jego skóra jest czarna co podobno jest wynikiem niedoczynności.Martwią mnie jednak łysiejące placki.Dziś się wszystko wyjaśni.Mam kurna izbę przyjęć w domu;)Na szczęście S. trochę odżył bo było z nim kiepsko.
Nawrzucałam mu,że ma się nie dołować bo mamy szczęście - szybka diagnoza, miejsce w szpitalu, wynik niejednoznaczny.Reszta to pozytywne myślenie i siły do walki.
Do do filmów na których byliśmy to trafione typy.Jedynie na Zabawa, zabawa drugi raz bym nie poszła.To raczej nie film dla osób, które mają w rodzinie alkoholika.Otwiera rany i wwierca się do kości.Mnie rozbolał brzuch. Zastanawiałam się z czego śmieją się ludzie na sali bo tam dla mnie nie było nic śmiesznego.Film jest naprawdę mocny, przerażający i nie kończy się dobrze.
Wspomnienia ożyły..
P.S Odebraliśmy kalendarze!Co prawda w tym roku Leny w nich nie ma ale i tak są piękne!
Pozdrawiam Tangerina;)
Wiem, że na pewno nie jest Wam teraz łatwo, ale z Twoich słów bije taka niesamowita siła, że nie mam wątpliwości, kto sobie poradzi z tymi wszystkimi cholerstwami. :) Podobno dostajemy od losu/Boga/przeznaczenia tyle, ile jesteśmy w stanie wytrzymać. Wiem z własnego doświadczenia, że coś w tym jest. Przesyłam wczesnowiosenne fluidy z Ostrowa! :)
OdpowiedzUsuńCześć Kasiu!
OdpowiedzUsuńMoże to zasługa zbliżającej się wiosny?:)Jeśli jest jak mówisz, to chyba trochę poudaję słabą;)
Pozdrawiam!