8/05/2025

Leje i wieje

Godzina 8.00
Leje.Piję kawę w totalnej ciszy.
Wczorajszy padłam ok 20.00
Łóżko wygodne.Obawiałam sie,że może być głośno za ścianą ale dobiegały mnie tylko strzępki rozmów.
Nawet jak będzie padało mam zamiar spędzić cały dzień poza domem.

Godzina 10.00
Nadal leje tyle,że mocniej;)
Moje wyjście mocno się opóźnia.
Torba spakowana,kawa w teren zrobiona.
Jestem tu by pobyć sama ze sobą.
By poukładać myśli rzucone jak sterta ubrań do wyprasowania.
Potrzebuję takich wyjazdów bo tylko w ciszy udaje mi się uspokoić myśli.
W takich chwilach dociera do mnie,że wszystko co mnie spotkało i wydawało się katastrofą i końcem świata było nowym początkiem.Rozwód dał mi siłę i determinację by uwolnić się od myśli,że ktoś mnie uratuje.Okazuje się, że to ja byłam ratownikiem,kosztem siebie.
Strata pracy wtedy wydawała się katastrofą.Znalazłam inną,lepszą,a gdy ta lepsza po czasie okazała się równie toksyczna również ją zmieniłam.Pewnie tkwiła bym tam nadal gdyby nie pozbawienie mnie awansu w bardzo brzydkim stylu.
Awans w koncu przyszedł w innym miejscu.Trochę później ale może w momencie gdy jestem na niego nardziej gotowa.
Dom. Wydawało mi się wtedy,że to wspaniały pomysł. Może i wspaniały ale na szczęście nie udało się go zrealizować bo nie byliśmy na to gotowi ani mentalnie ani finansowo ani zdrowotnie.Dziś ten pomysł wydaje mi sie tak odległy.Na ten moment mocno sie zdezaktualizował.Śpiąc w agro robię pod siebie ze strachu,a co dopiero zamieszkać na wsi na stałe.
Moment gdy wydarza się coś co wywala nasze życie do góry nogami często okazuje się tym,który jest nowym początkiem.Szkoda tylko, że tak późno do tego dochodzimy. Utyskujemy na los,wściekamy się próbując zmienić rzeczywistość,która ma nas w nosie.
Życie nie zawsze idzie po ,,naszemu”.
Chciałabym zacząć akceptować co przynosi los.Rozdzielić to na co mam wpływ od tego co nie leży w zasięgu moich możliwości.Przestać ciągle walczyć i próbować zatrzymać rzekę.To nic nie da.
Dopiero gdy odpuścimy walkę i szarpanie się przychodzi spokój,a za nim akceptacja tego co jest.
Wszystko jest do przejścia.
Niektóre burze spadają na nas jedna po drugiej i boimy się ,że to słońce nigdy nie wyjdzie.Wyjdzie.Może nie tak szybko jak tego pragniemy.W sumie tak sobie myślę.że te wszystkie sytuację pokazały mi,że mam w sobie pokłady mocy o których nie miałam pojęcia.
Jest załamanie i łzy potrzebne żeby to poczuć ale potem zakładam zbroję z postanowieniem,że to nie nie złamie.
Wszystko przychodzi w odpowiednim momencie.Nie warto rozdrapywać ran i zastanawiać się dlaczego się nie udało.
Może miało się nie udać bo to nie ten moment?A może to nie dla nas?
Warto czasem opuścić gardę i zastanowić się po co mi ta lekcja.

godz.10.29 
Nadal leje.
Nie wygląda to dobrze.
Klapki schować do szafy,strój również bo raczej się nie przydadzą.

godzina.11.00
Wychodzę,choć nadal pada.Może trochę mniej.
Wszędzie pełno ludzi.
Nie ma gdzie usiąść.
Idę w kierunku plaży.
Może trafię na jakąś przestrzeń;)
Pogoda iście barowa;)

godzina 12.30
Kawa i gofer zaliczony.
Przestało padać.
Siedzę na plaży.
Ręcznik sie przydał.
Niestety jedynie co jest mokre to piasek.
Zamierzam wsłuchiwać się w szum morza i obserwować ludzi.
Wzięłam Adriana ale obserwowanie prawdziwych historii jest ciekawsze.
Widać jak na dłoni szczęśliwe rodziny,niezbyt szczęśliwe,to w jakiś sposób zwracają się do siebie,jak na siebie patrzą.
Czuje sie jak w Dni Świra.
Obok siedzi rodzina z dziećmi.
Chłopak na oko 13 letni właśnie rozpoczął walenie kamieniem w piach.
Jeszcze brakuje trajkoczacej dziewczyny z chłopakiem:D
,,Jasne,że wypocząć’.


godzina 14.00
Zaczęło lać,więc postanowiłam poszukać strawy.
Placki z sosem kurkowym.Trochę się boję bo słyszę rozmowy osób pracujących w kuchni.Przeraża mnie myśl,że smażą mięso i moje placki na jednym tłuszczu.

Placki okazały się katastrofą.
Obawiam się,że były zrobione z jakiejś gotowej pulpy ziemniaczanej.
Sos to breja z mąki,a kurki były mrożone bo gorzkie jak diabli.
Wisienką na torcie była rzucona na wierzch natka pietruszki,której nie znoszę.
No cóż.Gastronomia w takich miejscach nastawiona jest na szybkość,taniość i gotowe produkty.
Delektować to ja się tu nie będę ale nie po to przyjechałam.

godzina 15.00
Wracam do bazy na siestę.
Muszę przeschnąć i się ogrzać.
Odpocznę i lecę dalej.
Choć dopuszczam też inny scenariusz:)







godzina 18.00
Jednak na plaży;)


godzina 19.30
Słońce wyszło jak juz byłam pod bazą:D 
Ja to mam szczęście!




Pozdrawiam Tangerina;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.Na każdy postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam odwiedzających:):)

Copyright © Enjoy the little things , Blogger